Recenzja filmu

Mniejsze niebo (1980)
Janusz Morgenstern
Roman Wilhelmi

Ikar w wieku średnim

Ikar chcący dotknąć nieba spadł zaślepiony swoją krótkowzrocznością. Peter Bruegel starszy wiele wieków później pokazał, że mimo tak doniosłych upadków życie toczy się dalej, biegnie swoim stałym
Ikar chcący dotknąć nieba spadł zaślepiony swoją krótkowzrocznością. Peter Bruegel starszy wiele wieków później pokazał, że mimo tak doniosłych upadków życie toczy się dalej, biegnie swoim stałym rytmem. Czy nieba uda się dotknąć Romanowi Wilhelmiemu? Jeżeli jest to "Mniejsze niebo", to czy umniejsza to bohaterowi chcącemu go dosięgnąć?

Film Janusza Morgensterna to dzieło jeszcze sprzed stanu wojennego. W tym samym czasie, kiedy powstawało, Krzysztof Kieślowski zmuszony był położyć "Przypadek" na półce w urzędzie na ulicy Mysiej. Motyw wyjściowy obu filmów jest podobny. Dworzec. Każdy z trzech "przypadków" ma swój początek na dworcu. Zależnie od pociągu swoją drogą inaczej będzie kroczył młody Witek.

Bohater "Mniejszego nieba" to już nie jest student ani początkujący ojciec. Poszukuje jednak z równie młodzieńczym zapałem własnego miejsca na Ziemi. Niczego więcej mu nie potrzeba. Ma rodzinę, nie gorszą pracę, wystarczającą ilość pieniędzy. Artur (Roman Wilhelmi) poczuł się jednak samotny. W otaczającej normalności nie odnalazł spokoju. Można usprawiedliwić to 45-letnim stażem w męskiej skórze, w którym to wieku przeżywa się słynny kryzys wartości. Patrząc jednak na niego mam wrażenie, że przerzucić winę na kryzys wieku średniego to za mało. Oskarżono go o zwariowanie, argumentując to wygodą odcięcia się od odpowiedzialności. Zachowanie bohatera jest niepokojące. Jednak on od nikogo nic nie chce. Model jaki wybrało za niego społeczeństwo przestał mu odpowiadać. Chce wrócić do rzeczywistości, tylko musi odnaleźć nowy ład i sens. To najtrudniejsze zadanie jakie stawia sobie człowiek, na które chyba nie sposób znaleźć jednej satysfakcjonującej odpowiedzi. Jednak okiem Janusza Morgensterna, te zapasy z samym sobą ogląda się z zaciekawieniem.

Roman Wilhelmi zaraz po roli radiowego redaktora pasma nocnego w "Ćmie" Tomasza Zygadło, dostał "do zagrania" kolejną postać niespokojnego duchowo mężczyzny. Trzeba przyznać, że ów aktor był wtedy w najlepszej formie. Nic by jednak nie zrobił bez reżysera, który miał dobre przeczucie sięgając po prozę Johna Wain'a. Film mimo że nie jest sztandarem polskiego kina, manifestem szczególnie docenionym ani dziełem kultowym w małym kręgu fanatyków, to zasługuje na wyszperanie go. Może zdarzyć się tak, że i nas w którymś momencie najdzie ochota poszukać swojego "mniejszego nieba"- skrawka przestrzeni tylko dla nas. Wtedy właśnie przypomni nam się postać Wilhelmiego i jego odwaga w podjęciu tego wysiłku.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Problem indywidualności i wyabstrahowania ze społeczeństwa jest dość często poruszanym tematem filmowym-... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones