Wcale aż tak dużo propagandy nie ma, wręcz w pierwszym periodzie jest ten cały ustrój bardzo delikatnie wyśmiewany. Na tyle delikatnie, na ile wówczas było to możliwe. I w każdej części widzę dość sporo dramatu, choć opis to film obyczajowy, pewnie zmieniony.
No nie wiem. Nie chcę się sprzeczać, ale myślę, że "można" było o wiele więcej. Myślę, że "nie chcieli", aby nie "rozbujać łódki" czy też "wypłoszyć kaczki znoszącej złote jaja". Moim skromnym zdaniem, taki bardziej bezpieczny produkcyjniak, który zapewniał stabilne wypłaty.
Ja o tyle nie uważam go za bezpiecznego produkcyjniaka, że jak się czasem poogląda filmy Wandy Jakubowskiej, to tam dopiero jest propaganda pełną gębą. I po prostu porównuję ten film z jej filmami. A tu po prostu nie ruszano tematu polityki (ani krytyka, ani propaganda) i to wszystko. Plus wg mnie lekka satyra w pierwszej części.
Przepraszam, źle użyłem słowa "produkcyjnial". Większość ludzi używa go do określenia filmów, gdzie tematem jest wykonanie planu produkcji w jakimś zakładzie przemysłowym i który pozwala na w miarę sensowne wmotanie wątków propagandowych.
A mnie bardziej chodziło o film, który pozwala na zrobienie i wykonanie planu w studio filmowym: taka bezpieczna i prosta produkcja, która nie będzie wymagać dużych nakładów, ani finansowych (od producentów) i ani emocjonalnych (od aktorów). Ani nikt nie umrze ze śmiechu ani nikt nie dostanie apopleksji z przeraźenia. Nikt też nie straci stołka, bo nikt niczego nie zaryzykował.
W tym drugim sensie, to takie filmy kręciło się nie tylko w czasach PRLu, robi się je i teraz i to nie tylko w Polsce. To nie jest "kino klasy B, czy też drugiej klasy". Ja muszę sobie znaleźć na nie lepsze określenie.
Zauważyłem to samo, ale po PRL-owskim kinie nie spodziewam się hitów, choć czasem trafi się film z tamtych czasów na notę 8, a nawet 9, ale to trzeba lubić ten rodzaj kina i nie wymagać tego, aby podłożony głos zawsze zgadzał się z ruchami warg, ani masy innych szczegółów, które dzisiaj są niezbędne do tego, by uznać film przynajmniej za dobry. Co do śmiechu - może w tamtych czasach pewne rzeczy były śmieszne, a teraz to już nie śmieszy. Tłumaczę sobie, że po wojnie to wszystko śmieszyło i nie trzeba było się wysilać, tylko wystarczyło parę niewyszukanych żartów. Po prostu widz był mniej wymagający.
Lata 60 XX wieku w PRL to już była "mała stabilizacja". Ja wymagam od kina z tego okresu o wiele więcej niż ten film dostarczył. Rozmawiałem z ludźmi, którzy ten okres dobrze pamiętają i nie będę stosował taryfy ulgowej: w 2 lata po tym filmie koncertowali w Warszawie Rolling Stones.